Portale społecznościowe zachęcają do dzielenia się tym, kim jesteśmy, jak żyjemy, co robimy. Nawet drobne, ulotne  chwile utrwalamy obecnie na dostępnych urządzeniach. Zdjęcia, filmy nie wymagają specjalistycznego sprzętu, wystarczy smartfon, żeby informacje o naszym życiu popłynęły do miliona użytkowników na całym świecie. Możemy śledzić losy swoich ulubieńców, wiedzieć co słychać u naszych przyjaciół,  mieć stały kontakt z rodziną oddaloną o tysiące kilometrów.

Gdzie jest pułapka?

               Otóż nasze życie też może być śledzone przez innych. Czasami zdjęcia, filmiki, które wrzucamy z niewinnym opisem mogą posłużyć  stalkerom do poznawania naszych obyczajów, przyzwyczajeń, sprawdzania np. czy jesteśmy w domu. Czy naprawdę chcemy, żeby uważny obserwator wszystko o nas wiedział?

Zachęcamy do obejrzenia filmiku, który podsumowuje to rozważanie.

Uważaj, co udostępniasz. Social media stalker – Z Dobrym Słowem

 

Niepokojącym zjawiskiem jest sharenting to określenie, które powstało z połączenia dwóch angielskich słów: share (udostępniać) oraz parenting (rodzicielstwo). Domyślacie się już, co ono oznacza? Mianem sharentingu określa się zachowania rodziców, którzy ewidentnie przesadzają z publikowaniem zdjęć swoich dzieci na portalach społecznościowych. Takie relacjonowanie życia swoich maluchów prędzej czy później może zaszkodzić dzieciom, lub ich rodzicom. 

               Pamiętajmy, zdjęcie wrzucone raz do sieci pozostaje tam na zawsze, nigdy nie wiemy, kto i kiedy wykorzysta wizerunek nasz lub naszego dziecka. Rozważnie przekazujmy informacje o naszym życiu, oby więcej zdjęć i filmików wylądowało w rodzinnym albumie i dzielmy się nimi tylko z najbliższymi.

Do poczytania poradnik opracowany w ramach kampanii „Nie zagub dziecka w sieci”, oswajajmy rzeczywistość:

 

Razem Bądźmy Bezpieczni #Wolni od …